piątek, 17 maja 2013

Kropka...

Zarzekałam się, że kot jest nie mój, tylko chłopaków. Wkurzałam się, że co rano wpadała do łóżka i darła mnie za włosy pozbawiając możliwości przełączania telefonu na szybernastą drzemkę. Złościłam się, że zawsze chwilę po tym, jak dała się obłaskawić i nawet udało nam się wspólnie zdrzemnąć, szczerzyła do mnie zęby i pazury. Denerwowało mnie, że wpadała na stół, kiedy się odwracałam. Ostatnio robiąc porządek w zdjęciach pousuwałam większość tych, na których była, bo wiecznie się wierciła i prawie na wszystkich zamiast niej była tylko rozmyta czarna...Kropka. A teraz, kiedy po kilku dniach poszukiwań wiemy, że Kropki spacer do drogi okazał się pierwszym i ostatnim, nie mogę sobie znaleźć miejsca. I wkurzam się właściwie bez sensu, bo co może dać narzekanie na tych, co sobie z naszej wiejskiej drogi zrobili autostradę...I zastanawiam się, czy koty, zwłaszcza te czarne, muszą chodzić zawsze swoimi drogami... I próbuję choć zdjęcie wyostrzyć na pamiątkę. Koniec. Kropka.




niedziela, 5 maja 2013

Okruszki pierwszej majówki

Po dość długiej blogowej nieaktywności byłoby co fotografować i byłoby o czym pisać. Po mocno pracoholicznym kwietniu maj zapowiada się niestety jeszcze bardziej pracoholicznie, całe szczęście że jest działka i jest ogród i jest las i oczy wreszcie można do słońca mrużyć. A jeszcze większe szczęście, że była wreszcie okazja oddech złapać w doborowym towarzystwie, przy trunkach doborowych rozmaitych i przy grillu nowym doborowym... Można by zatem fotografować i opisywać mięska marynowane rozmaicie, pachnące ziołami warzywka i rozpływające się sery, można by rozwodzić się nad bukietem smaków procentowych specjałów z okolicy, można by tym bardziej, że wśród nas i tacy, co o jedzeniu pisać lubią i tacy, co lubią na świat zza obiektywu patrzeć. No można by... ale przyjemniej o wiele spędzić trzy dni ot tak po prostu... niespiesznie grillując, degustując, smakując, spacerując powoli, no i sprawdzając, czy po latach wersje przeżytych wspólnie historii wciąż się zgadzają (tak, zgadzają się :), o tym co jest gawędząc i o tym, co chcielibyśmy, by kiedyś było... Fajnie byłoby, gdyby czasu więcej było, więc może dobrze na koniec pierwszej majówki zrobić małe postanowienie, by takich chwil oddechu szukać jak najwięcej :)

Żeby jednak nie było tak całkiem bez przepisów i bez fotografowania (choć niewiele do fotografowania zostało), na koniec majówki zostały dosłownie okruszki po placku na majówkę w sam raz odpowiednim, bo szybkim w miarę w przygotowaniu, a dobrym zarówno do kawy na werandzie jak i do plecaka dla tych, którym by się chciało weekend spędzać aktywniej.

Potrzebujemy:
- 4 jajka
- 1 szklankę cukru (niepełną)
- 2/3 szklanki oleju
- 2 szklanki mąki
- łyżeczkę sody
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 3 łyżeczki cynamonu
- 4 starte jabłka (jeśli są małe, daję 5-6)
- po słusznej garści orzechów włoskich i migdałów


Jajka ucieramy z cukrem, dodajemy mąkę i olej a następnie pozostałe składniki, mieszamy, wylewamy na blachę i pieczemy - w moim piekarniku ok. 50 minut. Akurat w sam raz dla wchodzących do domu gości :)