niedziela, 17 lutego 2013

Animal planet

Wczoraj. Sobota w południe. Ogarniam dom. Myję naczynia po raz kolejny utwierdzając się w przekonaniu, że moje wymarzone wielkie okno w kuchni to jest jednak to... I o mały włos nie upuszczam talerza na widok w tym oknie moim wielkim. Bo oto niespiesznie spaceruje w moją stronę sarnia rodzina. Zaglądające nam do okien sarny to nie nowość w Rozembarku, ale raczej albo wczesnym rankiem albo o zmroku, gdy okolica cicha i nieruchoma. A tym razem - w tle słychać w lesie Włodka i tatę, samochód sąsiadów chrobocze po zalodzonej drodze, mój pies chrapie właśnie na sofie w salonie, ale inne bystrzejsze szczekają donośnie, ja jako niezbyt wprawny paparazzi śmigam niekoniecznie bezszelestnie z okna do okna. A sarny? Cóż - totalny chillout - jakby to dość intensywnie toczące się w sobotnie południe życie nie dotyczyło ich zupełnie. Spacerują sobie w środku dnia i mają wszystko w nosie. Zero stresu, pośpiechu... przychodzi mi od razu na myśl niecenzuralny, ale jakże przydatny skrót używany często przez młodych bywalców w mojej biblio - WNW ;) czego biorąc przykład z saren sobie i Wam wszystkim w tym zabieganym świecie życzę :)








sobota, 9 lutego 2013

Międzynarodowy Dzień Pizzy

To dobra okazja, by wreszcie spróbować zrobić ją samodzielnie :) Owszem, zdarzało mi się już asystować przy pieczeniu, tudzież robić ją (mea culpa!) z gotowego ciasta, ale żeby tak od początku, własnymi rękami... Uskrzydlona jednak ostatnim eksperymentem, w którym udowodniłam sobie, że nie takie drożdże straszne, oraz zmotywowana przez brata, a dokładniej nie mogąc skorzystać z jego zaproszenia do wspólnego świętowania, postanowiłam sama zabrać się do dzieła. Po wnikliwej analizie kilku przepisów, postawiłam na inspirację blogiem Zajadam.pl - Tomka kuchenne (prze)boje i oparłam się o jego przepis na ciasto. To był strzał w dziesiątkę! Oryginał znajduje się tutaj, ale dla pamięci zapisuję też moją wersję w Rozembarku.

Ciasto na pizzę - potrzebujemy:
- 1,5 szklanki mąki,
- 0,5 szklanki letniej przegotowanej wody
- 12,5 g drożdży (Tomek używa 3-4 g drożdży instant, w przeliczniku na świeże to właśnie mniej więcej tyle:  1/4 małej kostki lub 1/8 dużej)
- pół łyżeczki soli (choć następnym razem dodam odrobinę więcej)
- pół łyżeczki cukru
- 2 łyżki oleju roślinnego\
- opcjonalnie: zioła prowansalskie lub inna ulubiona przyprawa do smaku

Drożdże rozmoczyłam w wodzie i zostawiłam na kilka minut, do miski wsypałam mąkę i dodałam sól i cukier. Do tego wlałam powoli rozrobione drożdże wyrabiając najpierw łyżką, potem ręką. Pod koniec dodałam olej i zioła prowansalskie. Uformowałam kulkę i zostawiłam w cieple pod ścierką na niepełne pół godziny. Największy problem sprawiło mi uformowanie gotowego ciasta w miarę okrągłe koło, ale ostatecznie się udało :) Cóź, mogę tylko przytaknąć autorowi przepisu, że ten przepis obala wszystkie mity o trudnościach z robieniem ciasta do pizzy. Wyrobienie zajmuje kilka minut i to bez bałaganu :)

A! no i nadzienie: moja pierwsza samodzielna pizza powstała w duchu "pochwały brokuła", o której pisałam już tutaj i tutaj. A zatem:

- ciasto posmarowałam lekko oliwą zmieszaną z wyciśniętym ząbkiem czosnku, pieprzem ziołowym i ostrą papryką
- wyłożyłam serem żółty (zastanawiałam się nad fetą ale ostatecznie wygrała tradycja) i obgotowanymi brokułami
- I już!

 Co do czasu pieczenia: każdy zna swój piekarnik najlepiej - ja będę musiała chyba wkrótce poznać jakiś nowy, bo aktualny niestety odmawia współpracy, więc się nie wymądrzam: zgodnie z przepisem 15 - 25 minut :)

Wszystkiego smacznego z okazji Dnia Pizzy!