poniedziałek, 25 czerwca 2012

Toast truskawkowy i znów wątek recyklingu :)

Ha! Tym razem bez zbędnego rozpisywania się, bo koktail truskawkowy to żadna filozofia: truskawki, jogurt naturalny, trochę cukru i listek mięty. Ale za co toast! A za drugie życie plastikowych butelek, które w połączeniu z drewnianymi palikami wokół krzewów, dzięki staraniom Taty odpierają desanty saren w ogrodzie!  no i wreszcie się mogłam rozsmakować w truskawkach :))

Uwielbiam...

No dobra, sarnom się i tak trochę dostaje... Czekają, kiedy wyjeżdżamy, tylko głowy z sąsiadowego zboża wystają... ale przynajmniej dzielić się z nami zaczęły naszymi własnymi owocami :)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Sorbet ze szczyptą recyklingu

O tym, by w tak upalne dni dowieźć do Rozembarku lody, mowy nie ma. Ale narzekać też nie ma co, w końcu od czego jest czerwiec :) Trzeba sobie zatem poradzić na miejscu, przy okazji robiąc remanent w piwnicy... Nie wiem, jak będzie z przetwórstwem owocowym w tym roku, bo jak na razie prym w ogrodzie wiodą sarny - oczywiście, wdzięczne i cudne stworzenia, niestety zostawiające spustoszenie w truskawkach i krzakach malin - ale na wypadek, gdyby zostawiły mi choć trochę owoców, przeglądam resztki zeszłorocznych zapasów, co by nowym ewentualnym zrobić miejsce. Jest więc galaretka malinowa jeszcze - na sorbet idealna. Wyprzątam zatem słoiki, i czekając aż mój autorski recyklingowy sorbet zamarznie idę do ogrodu sprawdzić przeciwsarnowe obwarowania, z nadzieją na choć kilka świeżych truskawek :)

W sam raz na 30-stopniowe popołudnie :)
Sorbet malinowo - jabłkowy stworzyłam tak:
- 3/4 szkl. gęstego soku albo galaretki malinowej
- 2 jabłka
- sok z połówki cytryny
- gałązka mięty
- w wersji de luxe kieliszek nalewki - tym razem dodałam rozembarkową ratafię

Całość zmiksowałam blenderem i mroziłam ok. 3 godziny , miksując jeszcze od czasu do czasu. Orzeźwia super, a sarny nie przepadają :)

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Tea time :)

Zapasy na zimę u progu lata :)
Nie mogę dojść do ładu z księżycem - według jednego kalendarza pełnia to czas ogrodowego odpoczynku, inny każe ścinać zioła... Idąc na kompromis - ponieważ czas, gdy księżyca przybywa generalnie ziołom służy - przecinkę uskuteczniałam przez ostatnie dni aż do wczoraj, dziś odpoczywam... Suszą się pierwsze partie melisy i mięty dwojakiej - tej tradycyjnej i tej z posmakiem cytrynowym. Będą w sam raz solo i w mieszankach - w tym roku zamierzam spróbować też ziołowo - owocowych. No i bez mi nie dał przejść obok siebie obojętnie, więc pachnie w całym domu schnąc na zimową herbatkę, świetną na smak, aromat i na gardło :)


A skoro już o bzie mowa, to obowiązkowy czas spróbować kwiaty czarnego bzu w cieście naleśnikowym. Ja zrobiłam tradycyjne ciasto na słodkie naleśniki, takie właściwie bez przepisu,  posługując się głównie miarą "na oko":

Do herbaty albo i do kawy :)
- 2 szklanki mleka,
- szklanka gazowanej wody mineralnej
- jajko
- trochę (2 - 3 łyżki) oleju
- 2 łyżki cukru i cukier waniliowy
- mąki "ile zabierze", czyli pewno ok. 2 szklanek :) po czym zamoczyłam kiście kwiatków i opiekłam z obu stron. Pycha!