czwartek, 15 sierpnia 2013

Zielnie



Może to spokojny, słoneczny poranek, może w sąsiedztwie nastrój żniwnej powagi a potem świętowania, może potrzeba dystansu i oddechu... w każdym razie postanowiłam przypomnieć sobie, jak to z Zielną bywało i czy jeszcze bywa...

Ze spaceru z psem przyniosłam krwawnik, miętę, lebiodę, koniczynę, jarzębinę, stokrotki, babkę i bławatki, a także kilka traw i kwiatów, które nie do końca znam, ale do ziela zawsze się dawało... Z ogrodu dołożyłam koper, melisę, lawendę i czarny bez, kłosy zboża jeszcze kiedyś dostałam od sąsiada (zdążyłam w ostatniej chwili przed kombajnem)...


Brakło mi jabłka zatkniętego na patyk, ale za to był urok zabytkowego kościoła w pobliskiej Binarowej, aż kipiącego od ornamentów, zabytkowych mebli i przede wszystkim malowideł, z których najmłodsze pochodzą z - bagatela - 1670 r. (sic!)... i był zamiast homilii niemalże wykład z historii sztuki - o Zaśnięciu NMP wyrażonym w Ołtarzu Mariackim w Krakowie, przeplatany opowieścią z Aurea legenda Jakuba de Voragine.. Aż się chciało zostać dłużej w drewnianej ławie pośród ścian do ostatniego wolnego fragmentu ozdobionych... Ale wtem orkiestra zagrała i parsknęły konie ze wstążkami kolorowymi przy łbach, starostowie dali młodzieży znak do wymarszu z wieńcem i powagę i zadumę nad sprawami ostatecznymi, namacalnymi prawie dzięki malowidłom biblia pauperum, przerwała dożynkowa radość życia...


Takie oto letnie pomieszanie sacrum profanum, kolorami i zapachami ziela przybrane...



poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Galicyjskie inspiracje

Poprzedniej niedzieli, korzystając z służbowego wyjazdu chłopaków do skansenu w Sanoku, o którym co nieco piszą na drugim z rozembarkowych blogów, miałam okazję na szybki spacer po tamtejszym rynku galicyjskim. Ponieważ upał mocno dawał się we znaki, co odczuwał szczególnie mój czteroletni przewodnik, a i cel mojej wizyty w Sanoku był zasadniczo inny, tym razem pozwoliłam sobie tylko na krótki rekonesans. Rekonesans na tyle jednak udany, że z chęcią zarezerwuję sobie cały dzień, by do miasteczka galicyjskiego wrócić i zajrzeć na dłużej do malowniczych domów i zakładów otaczających rynek. Tymczasem pobieżna fotogaleria:

Do Rynku idziemy brukowaną kocimi łbami uliczką,
przy której przycupnęły drewniane domy...

...w ogródkach oczywiście królują malwy..

Jak to w miasteczku, mają tu swoje zakłady m.in. zegarmistrz,
krawiec, fryzjer, fotograf...

Nie może też zabraknąć sklepu kolonialnego, przywołującego na myśl
tajemnicze smaki, zapachy, przedmioty...

Na środku rynku oczywiście studnia, jest i kapliczka przy remizie...

Łącznie znajdziemy tu około 30 budynków, m.in. z Jaślisk, Dębowca
Jaćmierza, Birczy, Brzozowa...

W oknach obowiązkowe zazdrostki...

A w podcieniach przed domami przepiękne ławy...

W przylegającym do poczty mieszkaniu urzędnika przyjemny chłód
i sprzęty, które chętnie widziałabym też u siebie w domu...

W innym domu z kolei zaprasza zastawiony stół
na przeszklonej werandzie...

Na koniec spaceru jeszcze rzut okiem zza opłotków, i parę myśli,
jak te inspiracje wykorzystać podczas właśnie rozpoczynającego się
urlopu :)


PS. Oczywiście zachęcam do zwiedzenia całego Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, którego ten rynek jest jedynie małym fragmentem. A dla szczególnie zainteresowanych życiem miasteczka galicyjskiego działa kamera filmująca rynek - możecie zobaczyć to TUTAJ.