No i nie takie drożdże straszne. Oczywiście przede mną jeszcze wiele prób i receptur do sprawdzenia, tymczasem zapisuję tę pierwszą, jako bazę do kolejnych drożdżowych doświadczeń. A zatem potrzebujemy:
- 5 dag drożdży
- 4 szklanki mąki
- 2 szklanki letniego mleka
- 2 jajka
- 2 łyżki cukru
- olej do smażenia
- cukier puder do posypania
- to wersja podstawowa, ja dodałam też kawałek laski wanilii oraz około szklanki rodzynek.
Wiem, że można "zaczynić" wszystko razem, wiem też o szkołach mówiących by nie łączyć drożdży z cukrem w sensie dosłownym ale z cukrem w sensie skrobią czyli z tym co w mące jest po prostu. Na początek jednak postanowiłam trzymać się przepisu. Drożdże zatem rozkruszyłam w miseczce i zasypałam dwiema łyżkami cukru (cukru!), a gdy zaczęły się rozpuszczać dodałam dwie łyżki mąki (czyli też poniekąd cukru!) oraz dwie łyżki mleka. Pozostałą mąkę odczekawszy chwilę wsypałam do garnka, zmiksowałam z mlekiem, jajkami i drożdżowym rozczynem oraz dodałam rodzynki, a następnie po dokładnym wyrobieniu ciasta (choć nie jestem pewna, czy miało przepisową konsystencję gęstej śmietany) odstawiłam je przykryte serwetką na około pół godziny, by spokojnie wyrosło (ciasto spokojnie, ja w oczekiwaniu niekoniecznie). Smażyłam na patelni na oleju nakładając moczoną w wodzie łyżką.
No i może banalne dla ludzkości, ale dla pojedynczego Rozembarkowego człowieka (a nawet trzech) krok wielki :))
PS. Jak widać na załączonej fotografii połowa racuchów zamiast cukru pudru otrzymała polewę ze śliwkowej nutelli. Mniam!
PS. Jak widać na załączonej fotografii połowa racuchów zamiast cukru pudru otrzymała polewę ze śliwkowej nutelli. Mniam!
Ale apetyczne zdjecie...
OdpowiedzUsuńDziękuję :) chyba odkrywam nowe hobbby ;)
UsuńNo i roczek minął. Moje gratulacje Dociu!
OdpowiedzUsuńDzięki blogowa matko chrzestna :)
Usuń